Protokół po "Między ustami a brzegiem pucharu" Marii Rodziewiczówny
Привіт!
Trudno się spędza czas w miłym, przyjaznym
towarzystwie przy suto zastawionym stole, mając świadomość, że tysiące kobiet i
dzieci w pośpiechu opuszczają swoje domy, żeby uciec przed wojną. Podjęto
jednak decyzję, że w tych wyjątkowych czasach spotkać się nawet trzeba, żeby nie
być samej / samemu z całą paletą emocji wywołanych wojną w Ukrainie.
1. Książkowy pretekst do spotkania wiąże się z obecną
sytuacją – Maria Rodziewiczówna opisuje czasy, kiedy to Polacy żyli w kraju
okupowanym przez zaborców, Wielkopolska zagarnięta była przez Niemców. Wymowa
książki jest bardzo patriotyczna, autorka podkreśla narodowe cechy Polaków:
waleczność, dzielność, honor, nienawiść do Szwabów. Oczywiście Polki są
cnotliwe, pracowite, piękne, stanowcze i mają zdecydowanie bardziej poukładane
w głowie niż ich niemieckie równolatki, którym tylko hulanki i romanse na myśli.
„Między ustami a brzegiem pucharu” jest o tym, że polskość, jak ta oliwa w
przysłowiu, na wierzch wypłynie, nawet jeśli jest początkowo całkowicie
przytłumiona niemieckością.
2. Choć babce głównych bohaterów książki, Tekli
Ostrowskiej, Niemcy kojarzyli się z wszystkim co najgorsze, to wypowiedź Schöneicha,
towarzysza berlińskich hulanek Wentzla/Wacława, jest na tyle uniwersalna, że
można ją tu przytoczyć bez posądzania o brak patriotyzmu: „Żyj, używaj, kochaj
i bądź zdrów! (…) Bądźmy szczerzy! Dajmy każdemu żyć, jak chce, a kogo warto,
kochajmy i ceńmy”.
3. Przy okazji tej lektury zastanawiano się na
fenomenem języka Rodziewiczówny – „Między ustami…” nie ma nawet dwustu stron, a
czyta się ją dość długo, wymaga skupienia i wcale nie chodzi tu tylko o zbyt
dużą ilości słów archaicznych, odnoszących się do przedmiotów dziś nieobecnych,
a będących w powszechnym użyciu 140 lat temu. Warto jednak zadać sobie trud i
poznać bliżej powieści, które wyszły spod pióra (sic!) Rodziewiczówny.
4. Rozmowy zdominowane były przez tematy bieżące
społeczno-polityczne. Wiele dyskutowano o strachu przed niepewną przyszłością,
o strachu o swoich najbliższych (czytanie zbyt wielu książek o tematyce
związanej z II wojną światową może nieść negatywne skutki w przewidywaniu
możliwych scenariuszy), o wojnie dezinformacyjnej, o manipulowaniu informacjami.
Mówiono o tym, jak różni są ludzie i jak ekstremalnie różnie mogą się zachować
o tych samych okolicznościach w obliczu tych samych wyzwań – wszędzie są
ludzie, którzy chcą skorzystać z nadarzającej się okazji, wszędzie są ludzie,
którzy chcą zarobić na krzywdzie ludzkiej, na szczęcie wszędzie są też ludzie,
którzy bez zastanowienia pomagają potrzebującym, u których odruch serca jest
silniejszy niż racjonalne myślenie czy wyrachowanie.
5. Dzieci – o nich mówiono bardzo dużo. Te ukraińskie,
które musiały zostawić swoje zabawki, łóżeczka i chomiki i uciekać w nieznane.
Te nasze malutkie, które poznają świat: wylewają cały olej na podłogę i patrzą
na reakcję mamy, czy dowiadują się, na czym polega układanie klocków. Te nasze małe,
które wyczuwają powagę sytuacji i potrzebują zapewnienia, że są bezpieczne w
swoich polskich domach. Te nasze nastoletnie, które przepoczwarzają się
emocjonalnie. Te nasze własne starsze, już prawie dorosłe, które planują
przyszłość, podejmują pierwsze samodzielne decyzje.
6. Na stole pojawiły się potrawy mniej lub bardziej
związane z powieścią Rodziewiczówny. Struna przygotowała makaronowe muszle
nadziewane szpinakiem z ricottą, którym towarzyszył sos pomidorowy – danie
nazwała „Usta pełne frazesów, usta pełne kłamstw”. W plastikowych kielichach Poldzia
przyniosła „Puchary rozkoszy” – tortille z apetycznym wnętrzem. Gazela
zinterpretowała temat kulinarny po męsku – przyniosła pizzę, piwo i chipsy,
wpisujące się w „pucharowe zwycięstwo meczowe”. W glinianych pucharkach,
przypominających Graal, Królowa zaserwowała warzywa zapiekane pod kruszonką z
przygotowanym przez Pana Rexa sosem czosnkowym. W prawdziwym pucharze sportowym
znalazł się gin zamknięty w czekoladowych rogalikach. Puchar ów wraz z „ustnym”
flakonikiem po perfumach tworzyły dosłowną ilustrację tytułu omawianej książki.
7. Dyskusjom towarzyszyły dźwięki z najnowszej płyty
Eddiego Veddera (przywołano m.in. piosenkę „Invincible”, czyli
„niezwyciężony”), zespołu Brad pt. „United we stand” oraz składankę sprzed ponad 20 lat „No Boundaries:
A Benefit For The Kosovar Refugees” – niestety, jakże teraz aktualną, zamiast
„Kosovar” należy jedynie wpisać „Ukrainian”.
8. Kolejny klubik książkowy odbędzie się w pierwszy
piątek po Wielkanocy i za sprawą relacji Agnieszki Pajączkowskiej z jej
wakacyjnych podróży reporterskich znowu skierujemy wzrok na naszą wschodnią
granicę. Choć, jak pisze Rodziewiczówna, „między ustami a brzegiem pucharu
wiele jeszcze zdarzyć się może”, miejmy nadzieję, że o wojnie w Ukrainie
będziemy mówić już w czasie przeszłym. Książce „Wędrowny zakład fotograficzny”
towarzyszyć będzie, co oczywiste, kuchnia wędrowno-fotograficzna.
9. Niniejszy protokół kończymy słowami babki Tekli
Ostrowskiej, która nad grobem porucznika pułku piechoty poznańskiej modli się
słowami: „Boże, daj dzieciom waszym inną dolę! (…) Inną śmierć i inne
bohaterstwo. Daj im, Boże, być wolnymi ludźmi. Jak ginąć, to nie marnieć”.
Uważajcie na siebie! Do zobaczenia w spokojnych oby
już czasach.
Amen, Amen, Amen!