Protokół po "Pani Dalloway" Virginii Woolf
Otoczone florą wyhodowaną przez utytułowaną ogrodniczkę -
mamę Struny, w strugach deszczu, w promieniach słońca, pod łukiem tęczy oraz w
blasku księżyca uczestniczki Spotkania Pod Pretekstem Książki urządziły
Polannie wieczór panieński, a przy okazji zamieniły kilka zdań o „Pani
Dalloway” Virginii Woolf.
1. Spotkanie rozpoczęło się od udekorowania Polanny akcesoriami
typowymi dla wieczorów panieńskich w zachodnim stylu: jej czoło przyozdobił
diadem z welonem, na szyi zawisł szal boa z czerwonych piór (który w drodze
powrotnej do domu zniknął w okolicznościach niemożliwych do odtworzenia przez
jego upojoną właścicielkę), a na nosie znalazły się różowe okulary w kształcie
serduszek. Pozostałe uczestniczki spotkania miały do dyspozycji różne okulary
karnawałowe na gumce, które wywołały wiele radości, śmiechu i dowcipnych
komentarzy podczas przymierzania i sesji fotograficznej (bookdog Azoriusz
załapał się na kilka ujęć w ciemnych okularach z cekinami, co uczyniło z niego
istnego Azorro).
2. Polanna wielokrotnie dawała wyraz swojej radości ze
spotkania, radości ze spotkania z dawno niewidzianymi uczestniczkami.
Opowiadała o swoim życiu w słonecznej Hiszpanii, zachwycała się polską zielenią
drzew, polskim niebem, polskim jedzeniem, polskimi psami (Polanna zawarła
znajomość z bookdogiem Azoriuszem, jednak określiła go jako zbyt spontanicznego
i rozentuzjazmowanego; Polanna zdecydowanie woli towarzystwo ułożonej i statecznej
Grudosławy). Polanna mówiła, że jest szczęśliwa ze swoim Spaniardem, a jej
wygląd i promienny uśmiech to pięknie ilustrowały. Żeby nie być gorszą, Królowa
powiedziała, że też jest szczęśliwa. A i Struna, i Błyskawica, i Poldzia też
sprawiały wrażenie szczęśliwych (w przypadku Poldzi i Struny ich poziom
poczucia szczęścia był proporcjonalny do ilości wypitego wina).
3. Zacytowano kilka fragmentów książki, które zadedykowano
Polannie - oczywiście wszystkie dotyczyły małżeństwa (jeden z nich mówił o tym,
że ze związkiem małżeńskim jest jak z naleśnikami: pierwszy jest zawsze
nieudany; przykład Polanny będzie jednak, jesteśmy o tym wszyscy przekonani,
wyjątkiem potwierdzającym tę regułę). Błyskawica, Poldzia oraz Struna chętnie dzieliły się swoim
doświadczeniem i opiniami na temat mężów i facetów w ogóle.
4. Poldzia ze szczegółami opowiadała o jej najukochańszym
mężulku – o tym jak się poznali i jak od razu w sobie zakochali. Opowiadała
też o swoim wieczorze panieńskim, lecz była to opowieść dość ogólna, gdyż jego
główna bohaterka była wtedy mocno spragniona, pragnienie zaś gasiła różnymi
napojami, w wyniku czego mało pamięta odnośnie szczegółów tego wydarzenia. Poldzia
zdradziła również, że jej małżonek jest stałym i wnikliwym czytelnikiem naszego
bloga, wobec czego z tego miejsca przesyłamy mu serdeczne pozdrowienia i
zapraszamy do wstąpienia w nasze klubikowe szeregi – męski punkt widzenia na
omawiane lektury jest ciekawy i przydatny przy poszerzaniu światopoglądu.
5. Duże wrażenie sprawiła na zebranych wiadomość, że autorka
omawianej w maju książki „Zakonnice odchodzą po cichu”, Marta Abramowicz, we
wpisie pod protokołem pozdrowiła swoje czytelniczki, czyli nas. Za
pozdrowienia dziękujemy oraz niniejszym zapraszamy Panią Autorkę do wzięcia
udziału w którymś z naszych kolejnych książkowych spotkań.
6. Pan Pold oraz inne osoby zainteresowane udziałem w kolejnym
spotkaniu książkowym winny zapoznać się z „Kobietami w kąpieli” Tie Ning.
Elementem scenografii będzie basen dmuchany, w którym będzie można wziąć kąpiel
na sucho lub, ze względów bezpieczeństwa, umieszczeni zostaną uczestnicy
spotkania będący pod wpływem napojów wyskokowych. Spotykamy się w piątek 9
września (czytać, czytać „Kobiety…”, bo książka gruba!). Kuchnia chińska.
7. A „Pani Dalloway” średnia, żeby nie powiedzieć słaba. Jakaś
taka rozmemłana. Rozczarowująca. Zbyt wielowątkowa. Zbyt wielopostaciowa. Zbyt powierzchownie
traktująca nieliczne ciekawe tematy. Pierwsze 80 stron trudne były do
przebrnięcia, mało wyraziste postaci i wątki myliły się, zapętlały. „Pani Dalloway”
sprawia wrażenie celebrytki wśród książek – jest znana z tego powodu, że jest
znana. Struna wyjaśniła, że prawdopodobnie nowatorstwo pisarskie Woolf w
postaci „strumienia świadomości” wyniosło ją na wyżyny literackiej
popularności. Należy odnotować, że negatywną opinię na temat książki miały
wszystkie uczestniczki, które ją przeczytały. Poldzia też.
8. Pierwsze zdanie omawianej książki brzmi: „Pani Dalloway powiedziała,
że sama kupi kwiaty”, co stało się inspiracją do przygotowania potraw
kwiatowych. Udekorowany kwiatami i listkami mięty wjechał na stół kopiec kreta,
którego największą fanką została Poldzia – wyjadła krecie siedlisko do
ostatniego okruszka (na szczęście świetna figura pozwala jej na takie czyny). Krem
hibiskusowy zdobił babeczki z nadzieniem. Z kwiatu kalafiora przyrządzona
została sałatka. Arbuz przybrał formę niewielkich kwiatuszków. Ponadto
Błyskawica upiekła półksiężyce, nawiązując w ten sposób do pory, w której
odbywało się organizowane przez panią Dalloway przyjęcie. Poldzia prosto z
Mazur przywiozła przepyszne jagodzianki, a Struna, jak zwykle skutecznie
podniecając ogień w ognisku i na grillu, upichciła prażonki
oraz wegetariańskie szaszłyki. Do prażonek i szaszłyków Struna przygotowała dip
z dużą ilością szczypiorku. Pożarto też grillowanie brzoskwinie podane z
hiszpańskim miodem z kwiatów pomarańczy. Wszystkie te pyszności zapito wodą, nalewką z antonówek oraz winem. Ponadto kwiaty były wszędzie - we
włosach, na bieliźnie, na bluzeczkach, na stole, wokół.
9. W drodze powrotnej Struna tradycyjnie, pomimo otwartej
furtki, przeszła górą przez bramę. A Polanna i Błyskawica spektakularnie
rozbiły wszystkie puste butelki, próbując umieścić je w kontenerze na śmieci. Od
Polanny jechało jak z gorzelni, ale w czerwonym boa, welonie i różowych okularach
i tak wyglądała cudownie, gdy dzielnie maszerowała przez ulice miasta,
wspierając się na ramieniu tylko trochę mniej wstawionej Struny.
Parafrazując panią Dalloway: cudownie było Was zobaczyć.
Musiałam Wam o tym napisać!
k.