Protokół po "Domu sióstr" Charlotte Link
Drogie Ladies, Drodzy Herren!
1. W ubiegły piątek pięć sióstr prawdziwych, rzeczywistych (nie
było ani jednej jedynaczki) oraz spokrewnionych intelektualnie i duchowo w
nastrojach różnorodnych, ale zdecydowanie pozytywnych (zwłaszcza pod koniec
spotkania), zebrało się, aby jeść, pić, mówić i słuchać. Czyli to, co zawsze. I
jak zawsze było serdecznie, relaksująco, obficie - naprawdę friendly
atmosphere.
2. „Dom sióstr” - podobał się. Za sprawą głównej bohaterki,
Frances Gray, przypominała nam się omawiana niedawno „Księgę Diny”- i w tej, i
w tamtej książce dominującą, bardzo przemawiającą do czytelnika jest postać
silnej kobiety, która dzielnie pokonuje przeciwności losu, stawia czoła
wyzwaniom, podejmuje trudy. To model kobiety, która, czasem na swoje
nieszczęście, jest inteligentna, myśląca, chłonąca świat całą sobą, chcąca się
rozwijać, co zmuszą ją niejednokrotnie do podejmowania decyzji i dokonywania
wyborów trudnych, bezkompromisowych i niestandardowych. Takie silne bohaterki
są godne podziwu, ale generalnie mają w życiu przejebane (excuse le mot, ale niektóre sytuacje wymagają dosadnego określenia).
3. Książka wieczoru zainspirowała uczestniczki spotkania do
rozmowy na temat młodości i starzenia się (po raz kolejny wróciłyśmy do jednej
z naszych poprzednich klubikowych lektur, do „Portretu Doriana Graya” – na tę
okoliczność Struna odświeżyła pamięć zebranych stosownym cytacikiem i wyznała,
że podczas Świąt zapoznała się z ekranizacją „Portretu…”). Tę część dyskusji
można podsumować stwierdzeniem, że nie rozpaczamy z powodu upływającego czasu,
nie pragniemy być za wszelka cenę wiecznie młode i piękne (bo i tak jesteśmy).
Potrafimy dostrzec zalety wieku dojrzałego i za Frances Gray możemy powiedzieć,
że „wraz z wiekiem rośnie poczucie, że pozostało niewiele czasu. Ale rośnie
także determinacja, aby nie robić już tego, czego się naprawdę nie chce”. Czyli luz-blus, chill out, take it
easy, don’t worry be happy, lay back. Z powodu nadchodzących bardziej i
mniej okrągłych rocznic urodzin poszczególnych uczestniczek rozważano odczucia
wiążące się z osiągnięciem określonego wieku. Te nieco starsze dzieliły się
swoim doświadczeniem ze tymi młodszymi. Chociaż tak naprawdę to i tak nie ma to
żadnego znaczenia- w środku wszystkie mamy 24, no dobra, niech będzie - 26 lat
maks.
4. Zwrócono uwagę, że w “Domu sióstr” znalazła się niebanalna definicja
staropanieństwa oraz podany został ciekawy powód do niewychodzenia za mąż -
zainteresowanych odsyłamy do lektury.
5. Do dawno nie uzupełnianego wokabularzyka wpisujemy użyte w
książce wieczoru w różnych odmianach co najmniej ośmiokrotnie słowo
„zdeprymowany”. Tytułowy dom często był nazywany domiszczem (nawet program Word
podkreśla ten niecodzienny wyraz). Znaleziono również ciekawe sformułowanie:
„To były fidrygałki”. Wypłynął wniosek, aby „Dom sióstr” przeczytać w
oryginale, gdyż może się okazać, że wymowa i nastrój tej książki są zupełnie
inne od tych zawartych w przekładzie polskim.
6. Po raz kolejny podjęto temat zalet i wad czytania książek w
formie elektronicznej. Gazela, która przy okazji „Domu sióstr”, po raz pierwszy
miała okazję skorzystać z Kindla, była zachwycona. Wyraziła opinię, że gdyby
dostała do ręki tę książkę w wersji papierowej, to na pewno nie podjęłaby się
przeczytania tych ponad 600 stron. A tak, nie dość, że połknęła „Dom sióstr” na
czas, to jeszcze zaczęła czytać następną, zawartą na czytniku lekturę.
7. Dyskutowano problemy gastryczne nękające uczestniczki w niedalekiej przeszłości, co z kolei skierowało rozmowę na temat sedesów, walorów klap
samozamykających się, sposobów korzystania z toalety w miejscach publicznych i
we własnych domach, różnych metod oddawania moczu przez mężczyzn i kobiety.
8. W trybie charakterystycznym dla interesujących spotkań,
rozmowa płynnie przeniosła się na tematy judaistyczne. Struna ma bardzo ciekawe
plany rozwojowo-edukacyjne z tym związane i została zobowiązana do podzielenia
się zdobytą w swoim czasie wiedzą z pozostałymi uczestniczkami. Temat Żydów
polskich był kontynuowany w kontekście lokalnym – przytaczałyśmy zasłyszane czy
przeczytane informacje na temat miejsc i sytuacji związanych z Żydami
mieszkającymi kiedyś w naszym miasteczku.
9. Mowa też była o księżach, spowiedzi, mszach, wizycie
duszpasterskie zwanej kolędą, indywidualnych poszukiwaniach w sferze duchowej.
Każda z uczestniczek miała tu coś do powiedzenia, jednak Gazela i Poldzia, choć
różniące się w swoich poglądach i praktykach, były ekspertkami w tym zakresie
(choć Gazela troszkę bardziej).
10. I znowu bardzo płynnie uczestniczki z tematu Kościoła,
poprzez nauki przedmałżeńskie i wychowanie do życia w rodzinie przeszły do spraw
związanych z edukacją seksualną, a także relacji między dziadkami, babciami i
ciociami a najmłodszym pokoleniem w rodzinie. Różnie to bywa. Ale nasze dzieci
bezapelacyjnie są cudowne, mądre, myślące, dobrze rokujące na przyszłość i we
love them to bits. Przy okazji omawiania sytuacji rodzinnych Poldzia przyznała
się do defraudacji pewnej sumy pieniędzy, którą to sumę jej młodsza progenitura
dostała w prezencie z okazji swojej pierwszej komunii świętej. Otóż Poldzia,
zabierając dziecku tuż po komunii pieniądze, w niedługim czasie potajemnie
wydała je na podróż do Włoch – i to nie z rodziną, ale wraz ze swoimi
koleżankami lub/i siostrami. Shame! Shame on you, dear Poldzia!
11. Rozmawiano na temat planów książkowych, wyzwań
czytelniczych, lektur z ostatnich tygodni. Królowa wygrzebała z zakamarków swej
pamięci znamienne wspomnienia z czasów, kiedy to dziecięciem będąc, pod wpływem
znajdującej się tuż pod jej mieszkaniem filii biblioteki publicznej, stworzyła
ze swojego skromnego wtedy księgozbioru „Bibljotekę prywatną” (pisownia oryginalna) z pieczęciami,
numerami książek i prawdziwymi kartami bibliotecznymi.
12. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć dyskusji na tematy
damsko-męskie. Zdano relację z swoich ostatnich doświadczeń w tym
zakresie (choć wszystkie uczestniczki chciałyby wreszcie podsumować ten
fragment rozmowy innymi słowami, ale niestety, no nie dało się – jeśli chodzi o
facetów, to można tylko powiedzieć: żenła!). Wspomniano też ciepło Polannę,
która aktualnie zajęta jest troszczeniem się o wizytujące ją hiszpańskie Ciacho, a także Koralinę, której nieobecność w wiadomym kąciku sofy była
wyraźnie odczuwalna.
13. Gastronomicznie tematem przewodnim był karnawał i
wielokolorowość. Rzucała się w oczy feeria barw na stole, przepych i obfitość.
Struna przygotowała małe dzieła sztuki: pomidorowo-mozarellowo-oliwkowe
bałwanki oraz pomidorkowo-oliwkowe biedroneczki na krakersach (u nas na
sucharach Bieszczadzkich). Struna ufundowała także składniki na zielono-żółtą
sałatkę owocową, która okazała się potrzebnym zastrzykiem witaminowym w tym
zimowym, ponurym czasie. Królowa przygotowała finezyjne kanapeczki, talerz z
serami oraz tartę budyniową z jabłkowymi różyczkami obficie posypanymi cukrem
pudrem (co kojarzyło się i z karnawałem, i z zamiecią śnieżną odgrywającą
niebagatelną rolę w „Domu sióstr”). Błyskawica przyniosła zrobione misternie przez
jej mamę, doskonale faworki, zwane też chrustem - oczywiście i one były
posypane cukrem pudrem. Poldzia przytachała wieeelki talerz, na którym
precyzyjnie ułożone spoczywały małe arcydzieła stworzone przez jej szanownego
małżonka – panierowane kawałki szynki w miodzie (i jeszcze jednej tajemniczej
substancji, której Poldzia nie zdradziła) przekładane plastrami ananasa. Potrawa
ta, o chińskiej proweniencji, urzekła nas swoim oryginalnym smakiem. Oko
cieszyły również kolorowe żelki owocowe. Wypito hektolitry herbaty Lady Grey –
a jakże by inaczej!
14. Uczestniczki spotkania podejrzewają, że małżonek Poldzi, Pan
Pold, stosując zasadę „przez żołądek do” ...grona tworzącego Spotkania Pod
Pretekstem Książki, chce dostąpić zaszczytu i pojawić się na którymś z naszych
kolejnych spotkań (podobno już sobie ostrzy ząbki na dyskusje o „Beksińskich. Portrecie
podwójnym”). Zaleca się, aby Pan Pold wystosował podanie z własnym zdjęciem, zawierające
prośbę o wyrażenie zgody na jego obecność na spotkaniu książkowym oraz dołączył
do niego jako łapówkę coś równie smakowitego, jak owa szynka w miodzie. Podanie
jego, w zależności od zdjęcia oraz od przygotowanej i przesłanej za
pośrednictwem Poldzi łapówki, zostanie rozpatrzone w ciągu dwóch miesięcy od
daty wpływu.
15. Aby uczcić zauważalny w ciągu kilku miesięcy spadek w ilości
spożywanego na naszych spotkaniach alkoholu per capita, Gazela przyniosła aż
dwie butelki zawierające napoje wyskokowe, które uszczupliły jej poweselną
kolekcję (co na to współwłaściciel owej kolekcji, Pan Gazel?). Jedna butelka
zawierała płyn o nazwie i smaku blackberry, który doskonale wchodził w przełyk
i dalej. Na etykiecie na butelce drobnym drukiem było napisane „Kosher for
Passover”, co wspaniale połączyło się z jednym z omawianych tego wieczora
tematów. Druga butelka przyniesiona przez Gazelę pozostała w stanie dziewiczym
i nienaruszona będzie czekać na otwarcie podczas przyszłego spotkania. A za
miesiąc… Będzie się działo! Trzecie urodziny naszego klubiku książkowego!
Szampan już się chłodzi!
16. W oczekiwaniu na następne spotkanie, które odbędzie się 20
lutego, uprasza się o przeczytanie „Greka Zorby”. Kuchnia – wiadomo jaka. Ouzo
już jest.
No to see
you soon,
always yours,
the notetaker,
która pisząc niniejszy protokół, dojadała resztki wczorajszej
uczty i dopijała pozostałości w różnych butelkach, co sprawiło, że jest obecnie
nieco tipsy.
PS. Królowa prosi o rozsądek i wstrzemięźliwość (wiecie, o
czym mowa!) w czasie kolejnego spotkania i przypomina, że fakt, iż udostępnia
klubikowi książkowemu na obrady lokal, nie czyni z niej osoby w żaden sposób
uprzywilejowanej, gdyż wszystkie uczestniczki spotkań są równorzędnymi
gospodyniami tychże spotkań.