Protokół po "Sońce" Ignacego Karpowicza
1. „Sońkę” dobrze się czyta w
listopadzie. Bo opowieść o Sońce jest smutna. Ładnie napisana. I choć takich
Soniek jest pewnie w historii Polski więcej, to ta opowiedziana przez Karpowicza
jest na swój sposób wyjątkowa: trochę bajkowa, zapętlona w czasie i przestrzeni,
uwięziona mieczy życiem i śmiercią. Ciekawy w książce był motyw przenikania się
losów Sońki i Ignacego/Igora – ich wzajemne młodnienie i starzenie się. Nieco
dekoncentrujący i troszkę psujący całość był wątek żydowski w samej końcówce – nie
do końca potrafiłyśmy zrozumieć, czemu miał służyć. Dość szczegółowo omówiona
została urojona, wyobrażona miłość Sońki do Niemca Joachima. Polanna zgłosili
wniosek, aby w najbliższym czasie, w związku z obecną porą roku, nie czytać już
książek smutnych i dołujących.
2. Skoro już wywołali Polannę do
tablicy, to trza odnotować, że Polanna wrócili ze swoich zagranicznych wojaży
zrelaksowana, wypoczęta, wręcz troszku rozleniwiona. W swej świadomości nadal
Polanna przebywają w ciepłym klimacie śródziemnomorskim, na błyszczącej w
słońcu plaży. Polanna przejawiali również pewne objawy rozwydrzenia – nie udzielając
się dotychczas zbytnio w sferze przygotowywania potraw na spotkania,
zachciewajkowo dyktowała motywy przewodnie kulinarne obecne na kolejnych
posiedzeniach naszego klubiku. Kaprysy jej nie zostaną spełnione, jednak
dostarczone przez nią śliweczki w alkoholu znów chętne spożyjemy.
3. Wbrew powszechnie panującej w
pewnych środowiskach opinii, że podczas naszych spotkań my tylko jemy i
pijemy i ewentualnie od czasu do czasu
coś tam o jakiejś książce powiemy, obwieszcza się wszem i wobec, że my na
spotkaniach książkowych rozmawiamy bardzo dużo o bardzo wielu różnych
książkach. A ponieważ jest sprawą oczywistą, że nic tak nie umila rozmów o
literaturze jak dobre wino i wyszukane, współgrające z lekturą potrawy wprawiające
nasze podniebienia w smakowy orgazm, no to trudno- musimy jeść i pić. Zbliżające
się spotkanie z autorem książki „Przyjdzie Mordor i nas zje” stało się pretekstem
do rozmów o paru polskich pisarzach współczesnych, nowościach wydawniczych, a
także elektronicznych czytnikach książek – dzielono się wrażeniami z obcowania
z e-bookami.
4. Ponieważ nie na książkach świat się
kończy, dyskutowano również o muzyce na żywo (Struna chodzą na koncerty takich niszowych
zespołów, że to aż zastanawia, skąd ona o nich wie) i z płyt (w trakcie obrad
dźwiękowo towarzyszyli nam m.in. Kapela ze Wsi Warszawa oraz podlaska Nathalie
and The Loners).
5. Jedna z uczestniczek spotkania,
znana do tej pory jako Monika z Bewerlyhils, zostali przechrzczeni i od tej
pory będą tu występowali jako Poldzia. Wrócono też wspomnieniami do zarania działalności
blogerskiej uczestniczek spotkań i genezy stworzonego na jej potrzeby
pseudonimu Struny. „Sońka” stała się okazją do wygrzebania ze swoich rodzinnych
historii elementów wschodnich: Polanna z rozrzewnieniem wspominali potrawy z
dzieciństwa spędzonego w Jarosławiu, Struna zabrzmieli nutą spod Grodna,
Królowa opowiedzieli anegdotkę o pradziadku spode Lwowa.
6. Królowa upraszają, żeby zaprzestać
wynoszenia z lokalu na swej odzieży drogocennej sierści bookclub doga Grudzi,
gdyż, zainspirowana opowieścią en’ca minne w czasie jej wizytacji w sierpniu,
postanowili zrobić długi, miękki szal z psiej sierści w kolorze rudym
podpalanym –na zimę będzie jak znalazł.
7. Zwyczajowo poruszono tematy
towarzyskie: międzypłciowe, międzypartyjne (pokłosie ostatnich wyborów
samorządowych) oraz lokalne celebryckie (będące w ścisłym związku ze
zmieniającą się sceną polityczną w naszym grajdołku). Przy okazji Królowa
użalali się nad sobą z powodu obecnie niezmiernie ograniczającej jej życie
towarzyskie opryszczki, która oszpeca ją znacznie w obszarze ust, uniemożliwia całowanie
oraz jest objawem jej chwilowego (oby) spadku odporności i formy.
8. Jedli: pierekaczewnik na słodko z
serem białym (Poldzia), bigos według receptury grodzieńskiej z bułką orkiszową
(Struna przy okazji wyjaśnili, że podczas wojny, gdy brakowało pszenicy i żyta,
jedzono orkisz właśnie), podlaską zapiekankę z kaszy gryczanej z twarogiem i pieczone
ziemniaki z farszem (Królowa). W nawiązaniu do obecnego w ostatnim rozdziale „Sońki”
elementu żydowskiego spałaszowali gwiazdę drożdżową z nutellą.
Jedli i pili: śliwki w nalewce i
nalewkę ze śliwkami.
Pili: wino gruzińskie oraz wino nie gruzińskie.
Wynik spożycia rozczarowywująco słaby, jednakże przyczyną tego faktu jest to,
że, choć wydawać się to może niewiarygodne, Królowa nie spożyli ani kropelki
alkoholu przez cały wieczór.
9. Następne spotkanie odbędzie się 19
grudnia i poświęcone zostanie „Wielkim nadziejom” Dickensa. Motyw przewodni
kulinarny: czerń. Z racji tego być może pojawi się na stole czarna polewka,
jednak nie będziemy zwracać uwagi na jej ukryty przekaz. A na styczeń szykujemy
„Dom sióstr” Charlotte Link.
Boh z wami.