Protokół po "Niebezpiecznych związkach" Pierra Choderlosa de Laclosa
Protokolantka uniżona do Ich Wysokości Uczestników Spotkania
Pod Pretekstem Książki słowa te kieruje ku pokrzepieniu serc i wywołaniu ogólnej kontentacji
pisane u schyłku wakacji AD 20**
Mes amis!
„Les liaisons
dangereuses”, czyli „Niebezpieczne związki”, które był popełnił Pierre Ambroise Francis Choderlos de Laclos, zebrały nas na salonach Królowej i przyniosły
duchem do XVIII-wiecznej Francji, pozostawiając w nas wielce pożyteczne i
odkrywcze wnioski. Ale niechże ta opowieść zacznie się od początku.
1. U wrót naszego
klubiku książkowego w ubiegły piątek pojawiły się dwie nowe persony, w tym
jedna zagraniczna. Dołączyła do nas Monika z miejscowego Bewerlyhils
(Bienvenue, chère Monique!) oraz –attention, attention! –
hiszpański mężczyzna, który ni w ząb nie rozumiał tego, o czym przy stole
dyskutowano, za to cichutko w rogu szezlongu oddawał się lekturze na swoim
e-booku, tylko od czasu do czasu obdarzając uczestniczki spotkania, a
szczególnie jedną z nich, wypełnionym miłością, powłóczystym spojrzeniem. Xavi
to osobisty Don Juan Polanny. Przy okazji wizyty Spaniarda uczestniczki miały
możliwość odświeżyć swe umiejętności lingwistyczne, co nadało spotkaniu
charakter wielce międzynarodowy. Była też prezydentowa naszej stołecznej filii,
en’ca minne, niepokojąco cicha i nieco przygasła tego wieczoru.
2. Książkę w
całości przeczytały tylko cztery uczestniczki spotkania, a spowodowane to było
ciężkim do strawienia archaicznym językiem (tłumaczenie Boya-Żeleńskiego, więc
wszystko jasne). Szkoda, bo historia doprawdy wspaniała, ale trzeba
było nie lada determinacji, żeby przejść przez ten staromodny styl pisarski. Po
wielokroć rozmawiano o treści książki: kto z kim, dlaczego, jak. Odniesień do
ekranizacji nie poczyniono zbyt wiele.
3. Struna ubogaciła
nas w informacje na temat różnicy między hrabią i wicehrabią, malarstwa barokowego
Williama Hogartha, który ma w swoim dorobku sceny z życia małżeńskiego, oraz XVIII-wiecznych
chorób wenerycznych. W związku z tym ostatnim wątkiem uczestniczki spotkania
zaczęły inaczej spoglądać na swoje pieprzyki, znamiona czy inne naskórne plamki,
mając nadzieję, że nie są one objawami syfilisu.
4. Z wniosków luźnych
poksiążkowych: zamiast słowa „foch”, będziemy używać słowa „dąs”. Każde czasy
mają swoją Operę, czyli miejsce, w którym rozgrywa się życie towarzyskie danego
miasta. Nasze hometown również ma swoją „hipsterską operę”, jednakże nie
jesteśmy jej bywalczyniami i wcale tego nie żałujemy. Nie wiedzieć czemu, ale
nikt z zebranych nie chciał uwierzyć
zapewnieniom Królowej, która bardziej utożsamiała się z skromną, pobożną,
niewinną i cnotliwą Cecylią, niż z zepsutą, wyrachowaną i bezwzględną Markizą.
5. Oprawa muzyczna
do spotkania była wyjątkowa: najpierw francuski duet Air (m.in. ze ścieżką
dźwiękową do filmu „The virgin suicides”, czyli „Przekleństwa niewinności”),
Bach, Mozart i jego „Aria Królowej Nocy”, którą wysłuchano wielokrotnie,
soundtrack do „Jedz, módl się i kochaj”, który szczególnie przypadł do gustu
Monice, oraz – tu już bez żadnej siurpryzy – „Sex on fire” KOL.
6. Monika
podzieliła się z nami niebywale przydatnymi informacjami dotyczącymi dni
płodnych, poczęcia i prawdopodobieństwa urodzenia córki. Monika obiecała wżdy
przeczytać „Niebezpieczne związki” do końca i profesjonalnie ocenić, w jaki sposób
Cecylia przerwała ciążę: w sposób naturalny czy przy pomocy lekarza.
7. Zgodnie z
ustaleniami w dziedzinie gastronomii poszłyśmy w barokowy przepych, złoto i
róż. Był camembert w złotej panierce z różowym sosem „1000 wysp” podany ze złocistymi
cukiniowymi paluszkami. Była różowiuteńka szynka. Był chłodnik. W departamencie
deserowym rządził arbuz w formie tortu, ale towarzyszyły mu sopockie złote
krówki, różowy piszinger (przy którym wspomniano twierdzenie Camilli Lackberg, że do olśnienia mężczyzny niezbędne
jest i masło, i śmietana), różowy grejpfrut, maliny, jeżyny (własnoręcznie zebrane przez
Koralinę) i ciasteczka markizy z różowym nadzieniem (z których jedna została
uroczyście przełamana przez en’ca minne, nawiązującą w ten sposób do
zepsutej Markizy). Tradycyjnie raczono się norweskim serem w kolorze carme-love-go
złota. W dziale napitków królowało różowe wino. Było też różowe Martini.
Jednakże w drugiej połowie wieczoru pojawiły się trudności w ustaleniu, kto ma
co w kieliszku, ponieważ towarzystwo zaszalało i zaczęło mieszać koktajl
arbuzowy i z winem, i z Martini.
8. Wystrój salonu,
w którym biesiadowano, także nawiązywał do baroku. Na stole leżały sznury pereł
(wieprzy w promieniu 100
metrów nie dostrzeżono), powietrze przesycone było ciężkim
aromatem wanilii, maleńki złoty putto rozkosznie podpierał swoje pulchne
policzki. Oddano cześć Laclosowi splatając włosy w francuza. Dodatkowo bliskie
sąsiedztwo królewskiego buduaru wprowadzało w atmosferę intryganckich relacji
damsko-męskich.
9. Królowa zdała szczegółową
relację z wesela Gazeli. Żywimy głęboką nadzieję, że Gazela, mimo zmiany stanu cywilnego,
będzie o nas pamiętać i wkrótce zaszczyci nas swoją obecnością. Bez większych
emocji przyjęto wiadomość, że na owym weselu podczas oczepin Królowa złapała
bukiet pani młodej – był to wszakże piąty bukiet zdobyty przez nią w ten
sposób, co bezsprzecznie jest dowodem na fałsz obietnic, jaki niosą za sobą
przestarzałe ludowe obrzędy, którymi łudzą się stare panny.
10. Ponieważ w
plany czytelnicze na następne miesiące wkradło się małe zamieszanie, oto
aktualna rozpiska: październik - „Księga Diny”, listopad - „Sońka” Karpowicza,
grudzień – „Wielkie nadzieje” Dickensa, a na życzenie Koraliny w drodze na
nasze tradycyjne przedświąteczne wyciszenie posłuchamy w samochodzie „Opowieści
wigilijnej”. Natomiast 12 września będzie „Elizabeth i jej ogród” Elizabeth von
Arnim. Kwestie kulinarne zostaną doprecyzowane, jednakże będzie to kuchnia
niemiecka lub warzywna z cyklu „dary jesieni”.
Spotkanie było
udane i bezpieczne.
I już czekamy na
następne.
A tymczasem
pozostaję z najgłębszym szacunkiem i czcią
Waszmości powolna
sługa
k.