Protokół po Spotkaniu Pod Pretekstem..." Mamy Muminków" Boel Westin
Hyvaa paivaa (znaczy: Dzień dobry!)
Pierwsze w tym roku Spotkanie Pod Pretekstem Książki za
nami. Za oknem było biało, mroźnie i muminkowo. Wewnątrz było przytulnie,
nastrojowo, ciepło, a w tle muzyka skandynawskich twórców.
1. Na stole też było BIAŁO. Biały był barszcz z białą
kiełbasą i jajem. Biały był zapiekany kalafior w sosie beszamelowym z
mozzarellą. Białe były cebulki marynowane i popcorn. Biała była sałatka
selerowo-pietruszkowo-jabłkowa. Natalia, indagowana o rodzaj śledzi (marynowane
czy solone) podanych w śmietanie, zaczęła gubić się w zeznaniach i w końcu
przyznała, że rzeczona przekąska nie wyszła spod jej ręki, ale zza lady sklepu
rybnego. Godną zapamiętania przegryzką imprezową były kanapeczki Wasa
(knäckebröd) z pastą kawiorową i białym serkiem koperkowym. Okazało się, że
mamy w naszym gronie sporo wielbicielek białej czekolady. A ta krakowska
handmade była wyjątkowa, luksusowa i przepyszna. Były i białe kuleczki Rafaello
i Lindt. Wykonawczyni wykwintnego torciku bezowo-cytrynowego donosi, że został
on pochłonięty prawie w całości tego wieczora (ku wielkiej uciesze skromnej
kuchareczki). Nawet mięsno-, kwaśno- i pikantnolubna Koralina skosztowała i
pochwaliła ów torcik. Oto linka do przepisu: http://www.mojewypieki.com/przepis/cytrynowy-tort-bezowy
Był też szwedzki Glück Apple – bardzo smaczny; u nas podany
na zimno.
2. W zawodach w spożywaniu Finlandii w płynie zwyciężyła Koralina (oklaski!), która jednakże była wielce zmartwiona dnia następnego
brakiem zgonu totalnego czy choćby lekkiego kaca. Powtarzam: była tym faktem
ZMARTWIONA! Wydziwia! Jak nic wydziwia, nie uważacie? Przecież wszystko przed
nami. Może następnym razem urżniemy się do tego stopnia, że Koralina będzie na
czworakach wychodzić ze spotkania – a wtedy już będzie to sztuką nie lada,
wszak przenosimy się na trzecie piętro.
3. W nasze skromne książkowe progi zawitała przedstawicielka
odległej Wielkopolski, Beata, która, gdyby nie dzielące nas na co dzień setki
kilometrów, chętnie stałaby się regularną uczestniczką naszych comiesięcznych
dyskusji literackich. Niemniej jednak Beata złożyła u mnie wniosek, aby
kwietniowe spotkanie odbyło się nie jak zwykle w piątek, ale wyjątkowo w sobotę
(20 kwietnia), aby i ona mogła w nim po raz kolejny uczestniczyć. Polanna
podpisała się pod tym wnioskiem obiema rękoma (choć podpis wykonany lewą ręką
jest nieco nieczytelny).
4. Ciekawym elementem toczących się rozmów była dyskusja na
temat różnic między wibratorem a sztucznym penisem. Jak do tego wszystkiego
miała się gumowa owca – do tej pory nie wiem.
5. W czasie spotkania miała miejsce mini telekonferencja z
naszą filią w Warszawie, która duchem, za pomocą omawianej lektury, przeniosła
się do Indii. My, w nastrojach skandynawskich, odczuwałyśmy ciepłe fluidy
płynące do nas ze stolicy. To było miłe! I w dalszym ciągu przyglądamy się
rozwojowi naszej „firmy-córki”.
6. No i bohaterka wieczoru: Tove Jansson i jej biografia
pióra Boel Westin „Mama Muminków”. Niektóre z uczestniczek nad wyraz dogłębnie
przygotowały się do dyskusji (dodatkowo przeczytana autobiografia Tove pt.
„Córka rzeźbiarza” czy co najmniej jeden tom z serii o Muminkach). A niektóre z
uczestniczek w ogóle nie przeczytały zadanej lektury. Więc nam się pięknie
zrównoważyło wszystko. Sporo rozmawiałyśmy o potrzebie Tove do bycia wolną, jej
pracowitości, relacjach z innymi, talencie pisarskim i rysunkowym, związkach z
kobietami i mężczyznami. Parę razy zostało powiedziane, że Tove była brzydulą,
na którą pozytywnie pod tym względem wpłynęła starość. Choć trzeba też dodać,
że sama biografia nie jest najlepiej napisana i na pewno nie przejdzie do
historii jako wybitny przykład tego gatunku literackiego. Podsumowując: Tove
pasowałaby do naszego towarzystwa. A jej twórczość jest bardzo bogata i
wielowarstwowa i definitywnie warta dalszego odkrywania, powracania do niej,
odświeżania sobie i to bez względu na wiek. Lektura wieczoru pobudziła nasze
podróżnicze marzenia. Była mowa o poszczególnych krajach Północy. Przodowniczką
w tej tematyce była Struna, która wprawiała nas w podziw m.in. swoją
znajomością licznych słówek fińskich (a może szwedzkich?). Mówiłyśmy i o
Skandynawach, którzy zostali porównani do naszych polskich, przaśnych chłopców
z gębami jak pyry.
7. Był też i Christian Grey, ale wypadł niespodziewanie
blado. Nie spasowała nam druga część opowieści o Panu Szarym. Są wątpliwości,
czy którakolwiek z nas przeczyta tom trzeci. Trzeba zatem przyznać, że ten
pierwszy raz z Greyem był jednak najlepszy.
8. Nasze płodne umysły wyprodukowały pomysł pokazania światu
naszych spotkań w formie bloga. Z powodu braku jednomyślności temat ten
zostanie podjęty na kolejnym spotkaniu…
9. …które odbędzie się 15.02.2013 r. i będzie reklamowane
jako „Niepowtarzalne 3-w-1”:
a) rocznicowe Spotkanie Pod Pretekstem Książki
b) parapetówka
c) druga osiemnastka jednej z uczestniczek spotkań.
W związku z tym padła propozycja, aby na ten wieczór
uczestniczki przyszły ze swoimi mężami, chłopakami, narzeczonymi, partnerami,
konkubentami czy innymi facetami, których mają na podorędziu. Pomimo, że
pojawiły się już pewne deklaracje w tej sprawie (jeden głos na „Nie”), temat
jest otwarty i pozostali panowie (oprócz tego, który kryje się pod powyższym
„Nie”) będą mile widziani na lutowym spotkaniu.
10. Czytamy kryminał, klasykę kryminału wręcz: Agatha
Christie „10 małych Murzynków / Indian / Żołnierzyków” (i oto pierwsza zagadka
do rozwiązania: czy było ich łącznie trzydziestu?). Co będziemy pić i jeść?
Chyba jest oczywistym, że będzie to wieczorek w stylu staroangielskim (picie
herbaty z mlekiem z filiżanek z małym palcem odchylonym w bok i te sprawy).W
kwestii poczęstunku uprasza się o zaniechanie przynoszenia potraw zawierających
arszenik, strychninę, cyjanek, belladonnę, wawrzynek wilczełyko czy choćby
piołun czy dziegć. Nie przynoście też śliwek i kwaśnego mleka, bo tą kombinacją
też można wykończyć człowieka.
No to Nahdaan pian!
(znaczy: do zobaczenia wkrótce!)
PS. Trochę prywaty: Ad punkt 9, podpunkt b) to wykorzystując
fakt, że jesteście kobietami IT inteligentnymi (a przynajmniej macie koło
siebie faceta, który jest biegły w kompach), chciałabym prosić, aby do
parapetówkowej wycieraczki, o której była mowa na spotkaniu, każda z Was
przyniosła mi w prezencie stworzoną przez siebie płytę CD, zawierającą
składankę utworów do tańczenia. Pogrzebcie w swoich muzycznych zbiorach, w
pamięci, we wspomnieniach (do płyty może być dołączony opis dotyczący genezy wyboru
takich a nie innych utworów) i wybierzcie te, przy których można będzie się
trochę pogibać. Bo teraz będziemy mieć warunki lokalowe do tańczenia. A żeby
nie zatrudniać DJ-a czy żeby nie tracić czasu na szukanie poszczególnych
tanecznych kawałków na płytach, taka gotowa płyta składankowa będzie bardzo
praktyczna. A, to ma być muzyka dla nas, więc zostańmy w klimatach ogólnorockowych,
bez zapuszczania się w rejony techno, elektro czy disco.
PS2. Coraz dłuższe wychodzą mi te protokoły. Jeśli powinnam
powrócić do wcześniejszej lapidarności, to proszę mnie przywołać do
porządku.